Przejdź do głównej zawartości

Okiem butnej mieszczanki: jak napisałam powieść historyczną?

Przy pisaniu Pod złą gwiazdą nauczyłam się zdobywać wiedzę historyczną. Przeczytałam też sporo romansów, ale akurat bardzo je lubię, więc nie było problemu. ❤

O Łodzi rolniczej pisało niewielu. Na szczególny aplauzik z mojej strony zasługuje Andrzej Zand. Dorwałam jego książkę w skarbcu jednej z gdańskich bibliotek i zakochałam się w tym, jak opisał Łódź. Dzięki niemu dowiedziałam się, ile krów i wołów przypadało na mieszkańca, kto miał konie oraz jak nazywały się poszczególne rodziny. Poznałam nazwiska wójtów i lata, w których sprawowali rządy. No i te epickie mapki, z których akuratnio nic nie wynikało.😁Zamieszczam taką mapkę na blogu. Nic z niej nie wynika, zwłaszcza z perspektywy osoby, która Łódź kojarzyła głównie z manufaktur w XIX wieku.
Więc Zand jest u mnie numerem jeden za te opisy bagien dookoła Łodzi i ogarnianie tego, gdzie stały poszczególne młyny. Bardzo mi pomógł.



Na drugim miejscu bezcenny Bohdan Baranowski – mój ulubiony badacz ever. Bohdan Baranowski był profesorem na Uniwersytecie Łódzkim i niestety już nie żyje, ale pozostawił po sobie tyle książek o różnorodnej tematyce, że można nadal się nim zachwycać. Na szczęście. Baranowski to badacz kompleksowy, zresztą to samo, a nawet więcej pisałam o nim na lubimyczytać.pl (jeśli ktoś nie zna, to zachęcam do zapoznania się z tą stronką. Znajdziecie tam mnóstwo książek, moje też są. Może zamieścicie jakąś recenzję? ❤). Baranowski pisał dużo o Łodzi rolniczej, czytałam jego prace Łódź rolnicza (od połowy XVI do początku XIX w.  i O dawnej Łodzi. Według mnie Baranowski był mistrzem. Jego książki idealnie trafiały w to, o czym chciałam pisać i czego chciałam się dowiedzieć. To jakbym nadawała na tych samych falach.
Jeśli chodzi o Baranowskiego, to powieść Pod złą gwiazdą nie powstałaby, gdyby nie niezwykły klimat książki Życie codzienne małego miasteczka w XVII i XVIII wieku. Tam jest WSZYSTKO o mieszczaństwie, a więc najbardziej zapomnianej i niedocenianej grupie w historii.

Czytałam też sporo o procesach i skazywaniu kobiet na śmierć za czary. Z tym, że to były raczej patchworki, fragmenty różnych książek i relacji (nie tylko związanych z czarami), między innymi ks. Kitowicza. W ogóle jeśli chodzi o czary, to materiały były dość przerażające. Jeśli z jakichś powodów, których chyba nie chcę znać, lubicie tego typu lektury, to polecam Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII wieku, Pożegnanie z diabłem i czarownicą, O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach  i Młot na czarownice. Zwłaszcza to ostatnie, bo jest traktatem.

No to mamy mniej więcej sądownictwo i starą Łódź (wraz z rozpiską nieistniejących jeszcze wtedy ulic lub nazywanych różnie, kwadratowo i podłużnie. Mam wrażenie, że nazewnictwo czasem zależało od nastroju danej osoby 👀). Jednak czymże to wszystko bez klimatu mieszczaństwa? Puchem marnym. I tu przybył z odsieczą Baranowski i jego wspomniana książka Życie małego miasteczka w XVII i XVIII wieku. Będę do znudzenia polecała, bo warto, jeśli ktoś jest zainteresowany tym, co się jadło, jak się zawierało śluby. I jakie były zwyczaje pogrzebowe. I rok obrzędowy. Nie, naprawdę tam jest WSZYSTKO.

Dodawszy do tego kolejną perełkę - W kręgu upiorów i wilkołaków, mamy pełen obraz mieszczaństwa i jego zwyczajów, co było połową sukcesu. Oczywiście w tym całym galimatiasie nie zapominajmy o wspaniałościach polityki XVII wieku, która jest tak pokręcona, że w połowie padłam. Nie czytałam wówczas całej książki Wójcika o Janie Sobieskim, ale zdążyłam wychwycić parę fragmentów. A poza tym nadrobiłam już i muszę wam powiedzieć, że XVII wiek był arcyjebnięty. Dlaczego? Bo  nawet skrupulatne notatki nie ogarniały tego, co się tam działo i w końcu stwierdziłam, że albo trafię w najbliższym czasie do Tworek, albo oni wszyscy powinni się byli tam udać. Ulubiony fragment z moich notatek:

Polska szlachta oczywiście znowu nienawidziła Sobieskiego za popieranie kandydata Francji. Podczas obrad zgromadziła się i zażądała przyjęcia deklaracji o wykluczeniu Kondeusza z elekcji. Sobieski poszedł za głosem ludu i już nie popierał Kondeusza, choć był niezadowolony (coś jak Gowin, który głosował, ale się nie cieszył). Potem były jakieś cheeki breeki i chęć zrywania sejmów. Szlachta zaatakowała senatorów i starszyznę, a właściwie to wszystkich, pokazując upadek kultury politycznej Polski. Sobieski w odwecie dobył szabli i gonił sprawców. Rozwścieczony na "zdrajców" motłoch szlachecki otworzył ogień do dygnitarzy. Padło podobno czterech zabitych ze służby magnackiej.
To jest tylko UŁAMEK tego, co działo się w ciągu kilku dni. A tak wygląda mniej więcej cała polityka XVII wieku. Tu se zerwiemy sejm, tam ogłosimy kogoś królem, żeby móc później swobodnie nienawidzić go do końca życia.

W tej niewygodnej sytuacji przyszła mi z pomocą książka Polska XVII wieku. Państwo, społeczeństwo, kultura pod red. niezawodnego Janusza Tazbira, mistrza dygresji. Jest tam też wyjaśniona kwestia militariów i inne wojskowe cheeki breeki, z których nic nie zrozumiałam, dopóki nie wytłumaczył mi tego jeden z profesorów UG. Na temat źródeł o kryzysie gospodarki folwarczno-pańszczyźnianej nie będę Wam zbyt wiele mówić, bo sama przeżyłam kryzys, opracowując ten temat. Więc może lepiej nie.

I nareszcie praca dorwana w BUGu, po opracowaniu której prawie dostałam zapaści. Nazywała się Obieg pieniężny w XVII wieku. Uwierzcie mi – nie chcecie być w tym momencie życia, co ja, przeglądająca nieczytelne tabelki, zamieszczone w tej książce. Akurat jeśli coś wspominam naprawdę źle, to właśnie rozkminianie tych naciapanych tabel. Książka sama w sobie superancka. Tylko do oglądania wykresów trzeba mieć lupę i wódkę. To są dwie rzeczy, bez których odczyt się nie uda.


                        Znienawidzone wykresy z książki Obieg pieniężny w XVII wieku


Osobno czytałam o rokoszu, Lubomirskim i Wazie. A było trochę tych książek, choć znowu notatki robiłam raczej z fragmentów, więc z wielu źródeł sklejałam całość. Osobno czytałam o bitwie pod Mątwami, akurat materiałów na temat tego wydarzenia nie było wiele, za to bardzo ciekawe. Tu znowu sięgnęłam między innymi do Wójcika Jan Sobieski. I po prace o Lubomirskim.

Dużo dobra dał mi Tazbir książką Kultura szlachecka w Polsce, bo chociaż pisałam o mieszczanach, to przecież dwór i szlachta też w książce występują.

Za to jeśli chodzi o Warszawę, to oparłam swoją wiedzę tylko na jednej książce i było to źródło Jerzego Lileyki Życie codzienne w Warszawie za Wazów. Wątek w mojej powieści związany z Warszawą był tak niewielki, a Życie codzienne tak kompleksowe, że zdecydowałam, by po nic więcej nie sięgać.
Ogólnie to było jeszcze sporo mniejszych fragmentów różnych książek. W ten sposób najbardziej lubię pracować. Podstawa to jedno, ale uzupełnianie informacji też jest ważne i odbywa się często na bieżąco. Kiedy już pisałam powieść, równolegle czytałam o bitwie pod Mątwami. Moim zdaniem inaczej się nie da, zwłaszcza przy tworzeniu powieści historycznych. W trakcie zdarzają się sytuacje wymagające wyjaśnienia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dwa życia w jednym ciele. O "Nimfie" Andrzeja Konefała.

  Cześć! Wracam do Was z nową recenzją. Dzięki uprzejmości Andrzeja Konefała otrzymałam debiutancką powieść „Nimfa”, wydaną niedawno w Oficynce. Co to za książka i czy mi się podobała?   O książce: Katarzyna Mariańska traci w wypadku ukochanego syna Kubusia. Nie może dojść do siebie po jego stracie. Pewnego dnia zrozpaczona kobieta postanawia pożegnać się z dzieckiem w miejscu wypadku. W trakcie przygotowań do wyjazdu wchodzi głębiej do szafy… i budzi się w zupełnie innym miejscu. Pamięta, kim jest, ale nie wie, kim jest dziewczynka, która mówi do niej „mamo”, ani Dawid, który mieni się jej mężem. Wydarzenia zaczynają toczyć się wartko, a Katarzyna powoli zaczyna podejrzewać, że ona to nie ona. Kim więc jest? Dlaczego zna się na broni? I czy Kubuś na pewno zginął? Katarzyna Mariańska to wrażliwa, czuła kobieta, która doświadczyła ogromnej straty. Nie wie, co stało się z jej ukochanym synem Kubą. Chłopiec zaginął po wypadku, a małżeństwo Katarzyny i Grzegorza nie wytrzy...

Gdzie czai się iluzja? O powieści "Złuda" Irminy Kosmali.

Ostatnia ramka obrazu była pusta. Ewa podeszła bliżej i wtedy zobaczyła w niej swoje odbicie. Przeraziła się, bo ujrzała prawdę. Szybko zamknęła oczy. Ekspozycja ludzkich nieautentycznych twarzy ze swoją w tle przygnębiła dziewczynę. (...) - Maska to nasz amulet – szepnął zza jej pleców Apejron, a Ewa zmrużyła oczy. – To nasza najlepsza zbroja, hełm, przyłbica. Codziennie skrzętnie zakrywa prawdę o nas, o naszych uczuciach i intencjach.                                                                               ~ Irmina Kosmala Irmina Kosmala przysłała mi swoją debiutancką książkę „Złuda”. Kiedy przeczytałam opis, zaintrygowała mnie. Pochłonęłam ją w dwa wieczory. Czy było warto? OPIS:  Pewnej listopadowej nocy tajemnicza kobieta prosi kapłana, by...

O co spierali się Jezierscy? Polityka w powieści "Pod złą gwiazdą".

Zapewne zauważyliście, że Jezierscy nie są zbyt zgodni. Ojciec Konrada uwielbia kłótnie polityczne, matka dostaje od nich migren, a Konrad...? I o co im właściwie chodzi? 👀 W XVII wieku bardzo dużą rolę na arenie politycznej odgrywały szlachta i magnateria. Liczyła się „złota wolność” i swoboda. Brak ograniczeń powodował, że szlachcic rzadko stawał przed sądem, a w praktyce miał władzę. Idealny król według szlachty był niezbyt ambitny, zgodny z wolą większości i niesamodzielny. Miał się słuchać. Gdy tylko próbował zrobić coś po swojemu, podnosił się alarm, że monarcha dąży do ograniczenia znaczenia szlachty. 👀 Nigdzie w Europie król nie znaczył tak mało. Rzeczpospolita była wyjątkiem. Oligarchia magnacka ograniczała władzę króla. Powodowała liczne nieporozumienia. W moim odczuciu takie rządy nie mogły się sprawdzić na dłuższą metę. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. To przysłowie pasuje do tamtego smutnego (i dość długiego) okresu w I RP. Rządy pod okiem magnater...