Przejdź do głównej zawartości

Żelich czy Żelichowski? Jak naprawdę nazywał się Wiesio?

Jeśli czytaliście powieść „Pod złą gwiazdą”, mogło Wam się wydać nieco dziwne, że nadałam mieszczańskiej rodzinie nazwisko szlacheckie – zakończone na –ski. Jednak w książce występuje wzmianka o tym, że sąsiedzi Sobótków naprawdę nazywali się Żelichami, a jedynie kazali się mianować Żelichowskimi. Dlaczego?


W XVII wieku polska szlachta masowo nadawała sobie do nazwiska końcówkę – ski. Oczywiście to nie była reguła, po prostu moda. A możni wyłapywali z prędkością światła wszystko, co mogło podkreślić ich status społeczny. 👀 Zresztą nie tylko oni.

Do mieszczan dochodziły nowinki, choć z dużym opóźnieniem. Oni też chcieli uchodzić za lepszych, bogatszych i bardziej wpływowych. Zaczynali zwracać się do siebie na podobieństwo szlachty, przejmowali zwyczaj podawania czarnej polewki. Podobnie traktowali kwestię nazwiska. Sąsiedzi Sobótków – Żelichowie – kazali się nazywać Żelichowskimi, żeby uchodzić za lepiej urodzonych oraz możniejszch.

W Łodzi naprawdę istniał ród Drewno (rodzina o tym nazwisku występuje również w powieści, podobnie Szczygłowie). W źródłach dotyczących dawnej Łodzi (a konkretnie w książce Andrzeja Zanda o Łodzi rolniczej) znajduje się wzmianka o tym, że Drewnowie mianowali się Drewnowskimi. W tym przypadku powieść od rzeczywistości odróżnia tylko czas przejęcia „nowego” nazwiska (w rzeczywistości Drewnowie dodali sobie końcówkę –ski) nieco później. Ja postanowiłam zaznaczyć tę zmianę w powieści.


Podobnie Roch Sadowski, który naprawdę nazywał się Sadowy. Nazwiska wśród mieszczan nie były w XVII wieku zmieniane tak często, jak w przypadku szlachty i ograniczały się głównie do potocznego, ulicznego użycia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdzie czai się iluzja? O powieści "Złuda" Irminy Kosmali.

Ostatnia ramka obrazu była pusta. Ewa podeszła bliżej i wtedy zobaczyła w niej swoje odbicie. Przeraziła się, bo ujrzała prawdę. Szybko zamknęła oczy. Ekspozycja ludzkich nieautentycznych twarzy ze swoją w tle przygnębiła dziewczynę. (...) - Maska to nasz amulet – szepnął zza jej pleców Apejron, a Ewa zmrużyła oczy. – To nasza najlepsza zbroja, hełm, przyłbica. Codziennie skrzętnie zakrywa prawdę o nas, o naszych uczuciach i intencjach.                                                                               ~ Irmina Kosmala Irmina Kosmala przysłała mi swoją debiutancką książkę „Złuda”. Kiedy przeczytałam opis, zaintrygowała mnie. Pochłonęłam ją w dwa wieczory. Czy było warto? OPIS:  Pewnej listopadowej nocy tajemnicza kobieta prosi kapłana, by...

Moja ulubiona postać z powieści „Pod złą gwiazdą” – dziaduszko Jerzy Sobótko

  Dostaję wiele sygnałów, że Waszą ulubioną postacią w powieści jest Jerzy Sobótko – łodzianin najstarszy, rolnik niezrównany. Nie zdziwi Was pewnie, że też go bardzo lubię. ❤ Łódź rolnicza została przeze mnie przedstawiona jako miasto smutne i zranione. Takie rzeczywiście było, zresztą chciałam przez to zaznaczyć, że cała Rzeczpospolita w tamtym okresie cierpiała. Jedyną osobą, która rozumiała, czym jest prawdziwe człowieczeństwo, był Jerzy Sobótko. Postać bardzo pozytywna, nawet miejscami zabawna. Miałam wiele uciechy przy układaniu pioseneczek śpiewanych przez dziaduszka. Chciałam go przedstawić jako poczciwą osobę, wyróżniającą się dobrocią.  Zawsze podkreślam, że nie chciałam przedstawić łodzian jako okrutnych, bezdusznych ludzi. To po prostu mieszkańcy dobitnie zranieni. Spotykało ich samo zło, więc próbowali się uodpornić na kolejne tragedie, przywdziewając gruby pancerz obojętności. Dziaduszko żył inaczej. Pomagał biedocie, wpajał wnuczce wartości, których nie ...

Kim jest mój czytelnik?

Dziś niecodzienny wpis. Nie będzie związany z fabułą powieści, tylko z relacją między autorem a czytelnikami. GRUPA DOCELOWA - KTO KOGO WYBIERA? Ostatecznie czy autor wybiera grupę, do której trafi książka? Czy może to utwór sam narzuca autorowi odbiorców? Czy jest w tym pewnego rodzaju przymus, który stawia pisarza pod ścianą? Pierwsze pytanie, zadane przeze mnie w dzisiejszym wpisie, może wydawać się banalne. Oczywiście, że to autor decyduje o grupie docelowej. Jeśli piszemy książkę dla dzieci, to przecież z góry wiemy kto będzie ją czytał. Postawione pytanie może okazać się jednak trudniejsze, gdy weźmiemy pod uwagę inne czynniki. Zastanawiające jest to, dlaczego decydujemy się napisać taką, a nie inną książkę. Co nami kieruje? Czy nie odbiorcy? A więc być może to oni (czyli nasza grupa docelowa) mają wpływ na to, co piszemy. Okej, gdybym miała odnieść to do "Anity", ten pomysł prawdopodobnie szybko by spłonął. Mogę oczywiście odnieść powieść do wszystkiego, co mnie k...