Dostaję wiele sygnałów, że Waszą ulubioną postacią w powieści jest Jerzy Sobótko – łodzianin najstarszy, rolnik niezrównany. Nie zdziwi Was pewnie, że też go bardzo lubię. ❤
Łódź rolnicza została przeze mnie przedstawiona jako miasto smutne i
zranione. Takie rzeczywiście było, zresztą chciałam przez to zaznaczyć, że cała
Rzeczpospolita w tamtym okresie cierpiała.
Jedyną osobą, która rozumiała, czym jest prawdziwe człowieczeństwo, był Jerzy Sobótko. Postać bardzo pozytywna, nawet miejscami zabawna. Miałam wiele uciechy przy układaniu pioseneczek śpiewanych przez dziaduszka. Chciałam go przedstawić jako poczciwą osobę, wyróżniającą się dobrocią.
Zawsze podkreślam, że nie chciałam przedstawić łodzian jako okrutnych, bezdusznych
ludzi. To po prostu mieszkańcy dobitnie zranieni. Spotykało ich samo zło, więc próbowali się uodpornić na
kolejne tragedie, przywdziewając gruby pancerz obojętności.
Dziaduszko żył inaczej. Pomagał biedocie, wpajał wnuczce wartości, których
nie znała do tej pory. To dzięki dziadkowi nauczyła się litości oraz uczciwości. Szczególną odwagą wykazała się podczas przesłuchania Grosików. Wyłamywała się ze schematów. Wszystko dzięki radom
starego Sobótki.
Właściwie Wanda nie została przez rodziców zmuszona do poślubienia Wiesia dzięki Jerzemu. To on miał ostatnie zdanie. Widząc, że wnuczka nie pała
nawet cieniem sympatii do sąsiada, postanowił wpłynąć na pozostałych domowników,
choć cena była wysoka – gniew rodu Żelichowskich. Sobótko żył zupełnie po
swojemu. Lubili go ludzie prości, poważali możni. Każdy się z nim liczył.
Macie jakieś ulubione sceny, w których występuje dziaduszko Jerzy? Może jakaś przyśpiewka utkwiła Wam w pamięci? :)
Komentarze
Prześlij komentarz