Przejdź do głównej zawartości

Coś o tajemniczym S.

O S. wiadomo niewiele, praktycznie nic. Nie mamy imienia, nazwiska, miejsca zamieszkania. Nawet  jego wygląd został przedstawiony jakoś tak mgliście. Dlaczego S. to człowiek - widmo?



WYGLĄD
O tym wiemy naprawdę niewiele. Nie lubię opisywać głównych bohaterów w jednym akapicie, to jest nudne. Wierzę, że każdy inaczej wyobrazi sobie S. Dla jednych będzie on podobny do okładkowego typa (który wygląda prawie jak Ryan Gosling :). Drudzy zauważą w nim kogoś zupełnie innego. Nie chodzi o to, by każdy z osobna miał identyczne zdanie na temat wyglądu S. Chodzi o to, byśmy sami wyobrażali sobie twarz i prezencję na podstawie kilku rozstrzelonych cech. Wyobraźnia jest w czytaniu książek najpiękniejsza. Dokładne opisy wyglądu w tej powieści uznałam za zbędne. Określiłam jednak kilka wskazówek, dzięki którym każdy może naszkicować sobie w myślach taką twarz, jaką chce. Z małą niespodzianką.

Fragment książki:

- To pan mnie pyta? - zapytała unosząc brwi. - Kto by nie chciał być porwany przez młodego, przystojnego, wysokiego szatyna?
(...)
- Subtelny i zielonooki z pana człowiek. A ja lubię zielonookich ludzi - zagadnęła i jednym ruchem zrzuciła z siebie kremową sukienkę.

Okej. Wiemy (i to w połowie książki), że S. jest wysoki, przystojny, młody. Dowiadujemy się, że ma zielone oczy i ciemne włosy. Dlaczego nie mogliśmy dowiedzieć się tego wcześniej? Co jeśli w naszej głowie powstał kompletnie inny model? Otóż to. W połowie dowiadujemy się jak mniej więcej wygląda S. To celowy zabieg. Zderzenie wizji, którą czytelnik stworzył sobie bez pomocy autora, z pomysłem twórcy. Wiem, że to może przekraczać granice fair play, w końcu tego się czytelnikowi nie robi. Ale zastanawiałam się jak wiele wizji może powstać w głowie osoby, która nie otrzymała pomocy autora. Zderzenie opisu z własną koncepcją powinno wywołać bunt lub przynajmniej zdziwienie. Bunt z racji tego, że mogliśmy wyobrazić sobie bohatera jako blondyna o piwnych oczach. W zderzeniu z treścią myślimy: "No nie! On nie może TAK wyglądać!" Dlaczego nie może? "Dlatego, że JA miałem/ miałam inną wizję".
Ten zabieg pokazuje, do czego zdolna jest nasza wyobraźnia. Jeśli dziwimy się przy opisie zielonookiego szatyna, to bardzo dobrze, to wręcz wspaniale! Nasza wyobraźnia działa, a przecież właśnie o to nam chodzi.

CO TO JEST CHARAKTER?
S. nie mówi nam zbyt wiele na swój temat; woli ciągnąć opowieść. Coś jednak wiemy - jest impulsywny, czuje się nadczłowiekiem. I tu powstaje pewne pytanie: Co powoduje ten stan? Czy tak samo zachowywałby się w każdej sytuacji? Wątpliwe. Choć bohaterowie powieści różnią się od siebie, pewna rzecz pozostaje niezmienna - częściowy brak logiki w zachowaniu. Czy taka postawa wynika z mojej indolencji? Nie, po prostu uważam, że nadużywamy pojęcia "charakter". Zachowania postaci oraz ich myśli są podyktowane sytuacją. Jak gdyby sytuacja determinowała nie tylko myśli, ale również słowa i uczynki. Uważam, że postępowanie ludzi zależy od niezliczonej liczby czynników, takich jak: wychowanie, środowisko, przeszłość, temperament, sytuacja, nastrój, pogoda, etc. Bawią mnie ankiety, dzięki którym mamy się dowiedzieć do czego się nadajemy i kim w ogóle jesteśmy. Człowiek nie zna samego siebie, a poznaje przez całe życie. Uważam, że charakter to naprawdę jedynie nisza, która przyczynia się do naszej odrębności. Poza tym istnieje cała masa czynników, wpływających na człowieka.

Fragment, w którym S. czuje się przygnębiony z powodu kłopotów:

Zniknęły cała moja pewność ruchów i przeświadczenie o nieomylności. Czułem się tak samo jak inni, a może gorzej.

Fragment, w którym S. ściga Marino, chcąc odzyskać Anitę:

Oblizawszy wargi, szepnąłem, że oto nadchodzi wielki koniec skurwysyństwa i znów poczułem się jak bóg. Ta charakterystyczna dla mnie postawa nie znikła, byłem tym samym człowiekiem z przeszłości.

Dwa fragmenty pokazują stosunek S. do siebie samego. Pod wpływem emocji bohater zmienia zdanie w kluczowej kwestii - "jaki jestem"? Postrzeganie świata, siebie i innych ludzi zależy tu od wielu czynników, mam wrażenie, że tak samo jest w życiu. Charakter nic nie znaczy w mojej powieści, ponieważ nie tłumaczy zachowania bohaterów.

NORMALNOŚĆ I NIENORMALNOŚĆ - CZY ISTNIEJĄ?
Już dawno naukowcy przestali posługiwać się słowem "normalny", przy opisywaniu zachowań ludzi. Słusznie, bo normalność i nienormalność to słowa tak płynne i relatywne w użyciu, że ich zastosowanie w psychologii przestało mieć znaczenie. "Anita" wydaje się być powieścią kompletnie nielogiczną. Zachowania postaci są dość niecodzienne, ich słowa mogą zwodzić, mylić. I właśnie o to chodzi. Relatywne jest tu wszystko, począwszy od dobra i zła, skończywszy na zdrowiu psychicznym S. Czy jego mania wielkości jest zdrowa? Czy traktowanie Anity jak własności jest zdrowe? Gdzie jest granica? To zależy tylko od naszego postrzegania.

INICJAŁ ZAMIAST IMIENIA
Kolejna rzecz, której się nie robi czytelnikowi. Kto to właściwie jest S.? Zwróćmy uwagę na to, że dzięki narracji pierwszoosobowej  można napisać WSZYSTKO. Wczuwając się w historię płatnego mordercy, musimy zastanowić się nad wszystkim, co chce nam przekazać. I nad wszystkim, czego nie chce. Nie podaje miejscowości, w której mieszkał. Nie podaje nazwiska. Wydaje się naturalne, że chce zachować anonimowość. Nic więc dziwnego, że S. pozostaje przy samym inicjale. Z drugiej strony i ten trop może być fałszywy. S. może się nazywać nawet Darek. Inicjał wzbudził spore zainteresowanie wśród czytelników "Anity". Zdaję sobie sprawę, że to niecodzienny zabieg, ale czegóż można wymagać od płatnego mordercy? :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O co spierali się Jezierscy? Polityka w powieści "Pod złą gwiazdą".

Zapewne zauważyliście, że Jezierscy nie są zbyt zgodni. Ojciec Konrada uwielbia kłótnie polityczne, matka dostaje od nich migren, a Konrad...? I o co im właściwie chodzi? 👀 W XVII wieku bardzo dużą rolę na arenie politycznej odgrywały szlachta i magnateria. Liczyła się „złota wolność” i swoboda. Brak ograniczeń powodował, że szlachcic rzadko stawał przed sądem, a w praktyce miał władzę. Idealny król według szlachty był niezbyt ambitny, zgodny z wolą większości i niesamodzielny. Miał się słuchać. Gdy tylko próbował zrobić coś po swojemu, podnosił się alarm, że monarcha dąży do ograniczenia znaczenia szlachty. 👀 Nigdzie w Europie król nie znaczył tak mało. Rzeczpospolita była wyjątkiem. Oligarchia magnacka ograniczała władzę króla. Powodowała liczne nieporozumienia. W moim odczuciu takie rządy nie mogły się sprawdzić na dłuższą metę. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. To przysłowie pasuje do tamtego smutnego (i dość długiego) okresu w I RP. Rządy pod okiem magnater...

Gdzie czai się iluzja? O powieści "Złuda" Irminy Kosmali.

Ostatnia ramka obrazu była pusta. Ewa podeszła bliżej i wtedy zobaczyła w niej swoje odbicie. Przeraziła się, bo ujrzała prawdę. Szybko zamknęła oczy. Ekspozycja ludzkich nieautentycznych twarzy ze swoją w tle przygnębiła dziewczynę. (...) - Maska to nasz amulet – szepnął zza jej pleców Apejron, a Ewa zmrużyła oczy. – To nasza najlepsza zbroja, hełm, przyłbica. Codziennie skrzętnie zakrywa prawdę o nas, o naszych uczuciach i intencjach.                                                                               ~ Irmina Kosmala Irmina Kosmala przysłała mi swoją debiutancką książkę „Złuda”. Kiedy przeczytałam opis, zaintrygowała mnie. Pochłonęłam ją w dwa wieczory. Czy było warto? OPIS:  Pewnej listopadowej nocy tajemnicza kobieta prosi kapłana, by...

Moja ulubiona postać z powieści „Pod złą gwiazdą” – dziaduszko Jerzy Sobótko

  Dostaję wiele sygnałów, że Waszą ulubioną postacią w powieści jest Jerzy Sobótko – łodzianin najstarszy, rolnik niezrównany. Nie zdziwi Was pewnie, że też go bardzo lubię. ❤ Łódź rolnicza została przeze mnie przedstawiona jako miasto smutne i zranione. Takie rzeczywiście było, zresztą chciałam przez to zaznaczyć, że cała Rzeczpospolita w tamtym okresie cierpiała. Jedyną osobą, która rozumiała, czym jest prawdziwe człowieczeństwo, był Jerzy Sobótko. Postać bardzo pozytywna, nawet miejscami zabawna. Miałam wiele uciechy przy układaniu pioseneczek śpiewanych przez dziaduszka. Chciałam go przedstawić jako poczciwą osobę, wyróżniającą się dobrocią.  Zawsze podkreślam, że nie chciałam przedstawić łodzian jako okrutnych, bezdusznych ludzi. To po prostu mieszkańcy dobitnie zranieni. Spotykało ich samo zło, więc próbowali się uodpornić na kolejne tragedie, przywdziewając gruby pancerz obojętności. Dziaduszko żył inaczej. Pomagał biedocie, wpajał wnuczce wartości, których nie ...